Życzliwość wobec nacjonalizmu? Nie, dziękuję
Tego samego dnia, gdy Konfederacja na swoim oficjalnym koncie opublikowała wideo ze słowami “nie chcę żydostwa, nie chcę LGBT”, media poinformowały, że Donald Tusk planuje nawiązanie "życzliwych" relacji z Konfederacją.
Oba te wydarzenia bulwersują, ale nie zaskakują. Ani to pierwszy raz, gdy Konfederacja pokazuje swe prawdziwe, na co dzień ukryte pod poselskimi garniturami, oblicze, ani nie jest to pierwszy życzliwy uśmiech PO w stronę środowiska Brauna, Bosaka i Winnickiego. “Dziękuję Krzysztofowi Bosakowi i jego wyborcom. Jeśli chodzi o wolność gospodarczą mamy w większości takie same poglądy” - przymilał się do nacjonalistów Rafał Trzaskowski od pierwszych godzin wyborczego wyścigu z Andrzejem Dudą. Poseł Sławomir Nitras na sali sejmowej zwrócił się do posłanki Lewicy Anny Marii-Żukowskiej z groźbą i zapowiedzią: “Kiedy my [Platforma Obywatelska] będziemy rządzić z Konfederacją, to my się zajmiemy rządzeniem, a oni Wami”. Na czym miałoby polegać to “zajęcie się” Lewicą przez Konfederację? Nie wiem, o czym fantazjował poseł Nitras, ale na podstawie popularnej przyśpiewki nacjonalistów można się domyślać, że w rezultacie tego “zajmowania” mielibyśmy my, tzn. socjaldemokraci i socjaliści, zawisnąć na drzewach "zamiast liści".
Kokietowanie przez liberałów skrajnej prawicy to żadna nowość - także dlatego, że jest na nie przyzwolenie ze strony tzw. liderów opinii, czyli po prostu - mediów. Bo trwające od lat oswajanie faszyzmu dzieje się nie tylko w polskiej polityce, ale i w polskich mediach - i to wcale nie wyłącznie tych narodowych. Media liberalne, o wolność i niezależność których słusznie walczymy, niestety regularnie dają skrajnej, niedemokratycznej, faszyzującej, antyszczepionkowej, antysemickiej i homofobicznej prawicy przestrzeń do promocji swoich przedstawicieli i szerzenia swojej propagandy. Propagandy radykalnie wykraczającej poza ramy demokratycznej debaty.
Co ja na to?
Jako polityczka nie mogę i nie zamierzam dyktować mediom, co mają robić, kogo zapraszać, gdzie stawiać granice. Ale mogę decydować, w czym chcę brać udział, a do czego nie będę przykładać ręki. Dlatego od początku swojej obecności w Sejmie konsekwentnie odmawiam udziału w programach, w których jedynym gościem poza mną ma być przedstawiciel/ka Konfederacji lub bliskich jej środowisk. Taką obietnicę złożyłam swoim wyborczyniom i wyborcom na początku kadencji, zdając sobie oczywiście sprawę, że jej spełnienie będzie kosztowne - tzn. że będzie oznaczało mniej okazji do zabrania głosu w mediach. Nie chcę przykładać ręki do dawania przestrzeni ludziom, którzy szczują na innych ludzi. Nie chcę uczestniczyć w normalizacji rasizmu, antysemityzmu, homofobii, szowinizmu, czy po prostu - faszyzmu. Nie chcę budować złudzenia, że między środowiskami demokratycznymi - lewicowymi, liberalnymi czy konserwatywnymi - a skrajną, faszyzującą prawicą jest jakakolwiek symetria, że to po prostu różne środowiska polityczne. Nie. Nienawiść wobec innych ludzi - czy będą to Żydzi, czy uchodźcy, osoby LGBT, kobiety czy jakakolwiek inna grupa - nie jest “jednym z poglądów”, “stroną sporu”, “opinią w dyskusji”. I - w odróżnieniu do niemałej części polityków zarówno obozu władzy, jak i opozycji - nie zamierzam udawać, że nią jest.
Czasami, choć nie zawsze, dzięki takiej postawie udaje się przekonać media do zmiany planów - i rezygnacji z zapraszania skrajnej prawicy. Nierzadko oznacza to oczywiście, że i ja tracę możliwość występu, bo wydawca zupełnie zmienia koncepcję programu. Tak zdarzyło się już wielokrotnie, ostatnio kilka dni temu. Zaproszona do rozmowy z osobą z Konfederacji w jednym z popularnych programów w mediach liberalnych, odmówiłam i w efekcie ani ja, ani ta osoba w mediach się tego dnia nie pojawiła. Bywa, że cena za taką postawę jest wyższa niż jednorazowa utrata miejsca w programie publicystycznym, że muszę się liczyć z długotrwałą obrazą i niechęcią ze strony mediów. Liczę się. Jeśli jednak dzięki temu można widzom oszczędzić wysłuchiwania pełnych nienawiści treści, jeśli da się choć trochę ograniczyć promocję postaci, których słowa, postawy i działania są zagrożeniem dla równości, wolności i bezpieczeństwa obywateli - to warto. Gorąco zachęcam kolegów i koleżanki z sejmowych ław, by także spróbowali.